Chciałam napisać, że od kiedy pamiętam, ale to nie byłaby do końca prawda, bo to było dużo, dużo wcześniej, przed moimi narodzinami. Moja Babcia niemal od zawsze sprzedawała ubrania na bazarku. Bazarek był w miasteczku oddalonym od osady, w której mieszkała, o ponad dwadzieścia kilometrów. Codziennie skoro świt wsiadała do autobusu, często z torbami nowo przywiezionych z Łodzi ubrań i jechała na swoje stoisko. Mała drewniana ścianka, którą zbił Dziadzio i odwiecznie ta sama zasłona w róże uszyta przez Babcię oddzielały ciekawskie spojrzenia innych kupujących od kobiet przymierzających sukienki, spódnice, bluzki i garsonki przed wielkim, już nie do końca błyszczącym lustrem.
Gdy jeździłam na wakacje do Dziadków, Babcia często nie mając co ze mną począć, zabierała mnie na targ. Uwielbiałam to!:) Te kolory, materiały i ogrom ludzi. Wszystko było kolorowe.
Pamiętam, jak Babcia mawiała - a robiła to wyjątkowo często - swoim przyszłym klientkom: "Nie, proszę pani. To do tego nie pasuje. Do tego pasuje jedynie biały lub czarny. Do białego i czarnego pasuje wszystko, do reszty tylko te dwa".
Babcia nie była projektantką mody, ale na tamtejszej modzie się znała. Tak, takie były czasy, że nie wszystko do siebie pasowało. A dokładniej mało co. Nikt nie mieszał kratki z kropkami, kropek z kwiatami, a paski znosiły jedynie obecność innych pasków. Jak jest teraz? Swoboda! I o dziwo, niemal wszystko do siebie pasuje:)
U mnie dziś turkus z zielenią, turkus z różem, paski, kwiatki, kokardki i kropki.
Mam nadzieję, że Babcia by mi wybaczyła:)