Jeszcze kilka dni i upłynąłby miesiąc od ostatniego posta. Nie do wiary! Co to za miejsce, do którego pędzi Czas? Gdzie się znajduje, jak się nazywa i co w nim takiego pociągającego? Już to widzę: Mister Czas wyleguje się na drewnianym leżaku przykrytym czerwonym materacem w białe kropki, na stopach ma klapki, na głowie dredy, w dłoni martini wstrząśnięte nie mieszane z białą parasolką ozdobioną drobnymi perełkami, uśmiech na twarzy, fiu bździu w głowie i nas wszystkich w dalekim poszanowaniu.
Eh!
Goniłam za Czasem, nie dogoniłam, ale nie próżnowałam. Wciąż tkwię w przedświątecznym sezonie. Tym szalonym. W tym zagonieniu, zapracowaniu bronię się snami bezhandmade'owymi. Kilka stron książki tuż przed zaśnięciem służy za wielkie ciach! niczym samurajski miecz odcinając dzień od nocy.
Dziś musiałam troszkę zwolnić - wypadek w kuchni. Odcięłam sobie kawałeczek opuszka przy krojeniu cebuli. Zastanawialiście się czasem, do czego potrzebny jest kciuk lewej ręki? Powiem Wam: do wielu czynności. Nietrudno to sobie uświadomić, gdy człowiek co chwila się uraża:)
Tymczasem wykorzystam tę dodatkową godzinę podarowaną przez zimową zmianę czasu i rano słodko przespaną i pokażę Wam troszkę nowości. Nie wszystko, jedynie to, co zdążyłam obfotografować zanim zapadł zmierzch.
I zdjęcia Pędzla na specjalne życzenie Pani Agniesi:)
To pierwsze jeszcze zanim opadły liście z mojej winorośli i spadł śnieg.
A to zakochany cień na ścianie w słoneczny dzień:)
Napiszę niebawem, obiecuję!
Dobranoc:)