Przed chwilą wyszedł ode mnie ksiądz. Pędzel jak co roku zrobił mi wiochę:) Ale o tym może innym razem.
Wizyta księdza ma swoje dobre strony: gdy człowiek szyje, lepi i inne czyni cuda, sprzątanie schodzi na dalszy plan. Sprzątanie okulistyczne, czyli na wysokości wzroku. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, prawda?:) Przy moim minus pięć dioptrii mogłabym być bezgranicznie szczęśliwa - wystarczy zdjąć okulary:) Za to dziś mam wszystko na miejscu, jest czyściutko i pachnąco.
Laptop od nowa odpalony. Obok na biurku stoi filiżanka - a raczej filiżanica słusznych rozmiarów - zielonej herbaty z płatkami bławatka. Trudno mi uwierzyć, że kilka lat temu zmuszałam się do picia tej herbaty. Bo będę piękna, młoda, zwiewna i powabna:) Teraz nie wyobrażam sobie dnia bez co najmniej jednej zielonej filiżanicy.
Dzień powoli dobiega końca. Zastanawiam się, czy rozkładać się z jakąś pracą, czy już sobie na dziś darować i pobyć sama ze sobą, poczytać, pobyczyć. Jakoś tak mnie skłania ku temu drugiemu:) Ulec pokusie?
A jeśli tak, kto do mnie dołączy?
Walentynki lada moment. Pomiędzy jednym zamówieniem a drugim postanowiłam coś uszyć w tym kierunku. Powstały poduszki (wszystkie w ArtStacji)
Miłego wieczoru Kochani***