Na życzenie przemiłej Pani Bogny powstały anioły sprzątające.
Różne miewam pomysły, ale ten mnie zaskoczył:)
Różne miewam pomysły, ale ten mnie zaskoczył:)
Oto zastęp aniołów z miotłami:
Nareszcie!

Zostało mi troszkę skrawków czerwonego materiału (nota bene z sukienki mojej Mamy), więc powstała kobieca poducha na szpilki. Znając moje zdolności do ich gubienia, kupiłam ostatnio pudełeczko szpilek z wielkimi kuleczkami, ale to nie działa. Wkrótce się okaże, czy poducha mnie uleczy:)
Skończyłam (bo nie wiem, czy ugotowałam, usmażyłam czy też udusiłam) syrop z odrostów sosny, które postały tydzień zasypane cukrem na południowym parapecie
A teraz miejsce na parapecie zajął suszący się koperek rozsiewając zapach wiosny
A propos wiosny. Mam nadzieję, że to wiosna, a nie starość lub delikatniej: klimakterium:)
I pokusiłam się na uszycie lnianej sukieneczki gdzieś kiedyś podpatrzonej. Nie wiem, czy tamta miała jakieś przeznaczenie, czy też była po prostu ozdobą, ale ja - osóbka praktyczna - zrobiłam z niej woreczek. Na co? Nie wiem. Może na marzenia:) I tu ukłon w stronę Syna, który dzielnie z potem na czole wyciął i wykręcił (to chyba dziedziczne...) wieszaczek.
Ten kolejny nie jest z zabawy lecz na zamówienie.
Ja też dostałam prezent - niespodziankę! Dziękuję Missy:)
Weekend spędziłam na wsi z małą bandą szesnastolatków płci męskiej. Syn wyprawiał urodziny. Było bardzo sympatycznie. Wróciłam z bolącymi nogami od spacerów, nowymi piegami na nosku i pijana świeżym powietrzem.

Oprócz zdjęć przywiozłam dziesięć kilo słodziutkich truskawek - właśnie smaży się dżemik napełniając dom niebiańskim zapachem
Przywiozłam również sosnowe odrosty. Stoją już zasypane cukrem na słonecznym kuchennym parapecie. Tej zimy przeziębienie nam nie straszne!